Translate :)

piątek, 13 września 2013

Ostatnio trochę zaniedbałam pisanie na blogu (wstępnie miał być wpis co 3/4 dzień), ale teraz nadrobię. Niestety, zaniedbałam też robienie zdjęć, bo po prostu wszędzie, gdzie było coś ciekawego, nie zabrałam aparatu (patrz: domek na drzewie, etc.). Spokojnie, niedługo weekend i obiecuję, że nadrobię.

Ogólnie rzecz ujmując... Jest wyśmienicie (pomijając filozofię może). W tej chwili jestem na lekcji angielskiego, która się nie odbyła, bo... Nie znam powodu. Mam nadzieję, że mojej biologii na długim bloku też nie będzie, ale to się jeszcze okaże. Dzisiaj miałam pierwszy blok wolny, potem śniadanie, teraz znowu wolność. Nie żeby coś, ale porównując LO3 <które i tak było super>, to tutaj czas lekcji ogranicza się do minimum. Oczywiście mam też zajęcia pozalekcyjne, a później muszę jeszcze robić zadania, których niestety nie brakuje...
W ostatnią sobotę znowu podbijałyśmy Pune. Niestety nie miałyśmy zbyt wiele czasu, bo niewiele ponad 2 godziny, ale kupiłyśmy w miarę wszystko. Słodycze są na wyczerpaniu (okej, nie ma ich już). Po zjedzeniu czwartek czekolady indyjskiej doszłam do wniosku, że smakuje jak metal. Za to wszelakie ciasteczka są pycha.

Miałam zrobić zdjęcia, ale mój czas został ograniczony do wciągnięcia aparatu w pędzącej rikszy, tak więc:





Jutro niestety nie jedziemy, bo teraz w tym rejonie jest święt...
 W sobotę nie zostałam w Pune dłużej, bo odwiedził nas Wojtek- Polak, studiujący na Oksfordzie matematykę. Więc robiliśmy pierogi, które (ku mojemu zdziwieniu) wyszły naprawdę dobre. W niedzielę Wojtek dawał wykład na temat różnych rodzajów nieskończoności i nawet zrozumiałam, ale kiedy pod koniec wykładu padło pytanie: ,,Czy wszyscy są tutaj na Further Math, bo nie wiem czy każdy zrozumiał?" to nie mogłam się przestać śmiać, no bo jestem na SL (embarrassing).
Co do matmy: Miałam wczoraj test z funkcji, który w praktyce miał trwać 40 minut, ale po 15 minutach skończyłam i poszłam, no bo co mam się rozczulać nad kartą pracy?! Nie mam pojęcia jak mi poszło, bo w niektórych zadaniach byłam na 80% pewna co miałam zrobić- reszta była angielsko-niezrozumiała.
Subarna ma nam oddać testy w następnym tygodniu.

A już jutro weekend! Czyli całodzienne nic-nierobienie. W weekend zawsze mam (w przeciwieństwie do dni szkolnych) zbyt dużo czasu. Może tym razem przejdziemy się do tj wioski, choćby żeby zobaczyć ten festiwal :)

Wczoraj zrobiłyśmy "brownies"- ciasto, podobne do murzynka, ale o niebo lepsze. Było go tak mało, że zniknęło w jakieś 30s. 
Dostałam też wreszcie paczkę z Polski, którą moja rodzinka mi wysłała. Tak jak przewidywała poczta, otrzymałam ją 8 dni po wysłaniu, czyli bardzo szybko. Mój zegar trochę się potłukł, ale nic poważnego, ważne, że działa. W paczce były też polskie krówki, które obecnie robią furorę w wadzie 1. Dobrze było zjeść wreszcie czekoladę Wedla! 

To tyle. See ya soon! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz