Translate :)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Back on the hill!

Hej!
Już od 4 dni jestem w Indiach, przyleciałam o północy piątek/sobota, a w szkole byłam o 6 rano. Podróż taka sobie, w sumie jedna z najgorszych jakie miałam, bo oczywiście jak zwykle trafiło mi się miejsce przy samym skrzydle. Następnym razem sama sobie miejsce zarezerwuję :)
Najpierw leciałam do Munich, tam 3.5h czekania, a potem do Mumbaju, tam ok. 2h czekania na Daan'a i Ji Yea, którzy mieli przylecieć po mnie. Na szczęście NOWY terminal w Mumbaju jest tak wypasiony, że ma internet (szok), więc szybko zleciało... Do szkoły jechaliśmy w nocy, więc trochę się wyspałam w jeepie.

W sobotę w sumie byłam jako pierwsza lub jedna z pierwszych na kampusie (wow). Spałam, jadłam, spałam, wybrałam swój corner (najlepszy w pokoju: 2 gniazdka, wielki stół, przełącznik do wielkiego wiatraka i okno) i trochę go urządziłam, pogadałam z ludźmi... W ogóle fajnie. A o 23 jakoś przejechała Ana, moja nowa współlokatorka z Meksyku, yey! Zaczęłyśmy przestawiać rzeczy, dekorować pokój, jakoś skończyłyśmy o 2-3 w nocy. I to by było na tyle o tym, że sen jest komuś potrzebny. Po drodze jeszcze wpadła Ada, która też już przyjechała na kampus <3

W niedzielę wszyscy oczywiście spodziewali się braku brunch'u. Dla rozjaśnienia sytuacji, brunch (breakfast+lunch) to 4h serwowanego dobrego jedzenia. Ale, że była tylko 1/4 ludzi, wszyscy myśleli, że nie będzie. Budzę się o 8, żeby iść na normalne shitty śniadanie, a tu... suprise! Trzeba czekać 2h na brunch, ale warto było :) Zawsze są omlety z dodatkami, płatki, mleko, mięso, no wszystko! Można się spodziewać też dosy (indian thingy), creps (ala naleśniki z czekoladą), korean pancakes (najlepszeeee), no i makaronu. Także brunch to coś pięknego :')

Kampus ogólnie "wyzieleniał", bo w lato jest sucho, a podczas monsunu można się poczuć jak w lesie tropikalnym. 

W niedzielę na check-in prawie wszyscy już byli. Brakowało osób, które miały a) problemy z visą b) spóźniły się na lot c) zrezygnowały ze szkoły (jedna osoba, mianowicie Merve, skomplikowana sprawa).
Ze względu na to, że w zeszłym roku opuściło nas jakichś 10 nauczycieli, dostaliśmy nowych. Yey or ney?
Trudno na razie powiedzieć. W naszej wadzie jest najwięcej nowych, bo właściwie na 5-ciu nauczycieli, 4.5 jest nowych. Te pół to psycholog, która jest tylko 2 dni w tygodniu. Więc mamy Henning'a, który jest już tu 4 lata i uczy mnie angielskiego, potem jest Depika, która bd uczyła ang pierwszorocznych, jest Lilian, która uczy ESS (Environmental Systems and Societies or what?) no i jest dwóch Carrie's. "Carry w obu przypadkach pisze się inaczej, ale jeszcze tego nie rozszyfrowałam. Jeden to facet: Small Carry, drugi to dziewczyna: Big Barry (ironicznie, bo czego się spodziewać). Zróżnicowanie jest: India, Gwatemala, Jamaica i Canada (w tej kolejności). Zobaczymy jak się będą sprawować... :)

Lekcje się już zaczęły, kolejny tydzień mamy wolny bo przyjeżdżają pierwszoroczni i będzie zabawnie. Już mam tonę zadania >.< 

Uzyskałam też tajną informację, bo nikt inny nie wie, kto będzie ich współlokatorami. A ja wiem buahaha. W naszym pokoju będzie totalna różnorodność 4 kontynentów! Europa, Ameryka, Azja i Afryka! Jedna dziewczyna z Sierra Leone musiała już przyjechać wczoraj, bo w jej kraju jest ebola i chcieli ją jak najszybciej wysłać poza granice kraju. W ogóle osoby z tych krai jak SL czy Nigeria są pod stałą opieką lekarza i muszą chodzić do niego 3 razy dziennie... Współczucia im. Ogólnie jest bardzo miła i wydaje się spoko. Także mega się cieszę :)