Translate :)

środa, 29 stycznia 2014

Stare zdjęcia i takie tam...

Nie żeby mi się nudziło, ale po prostu nie bardzo chcę mi się uczyć biologii, więc stwierdziłam, że napisanie posta będzie równie produktywne! A biologia później, mamy czas...
Ponadto właśnie skończyłam i już wysłałam moje laboratorium z chemii o ,,titration" i wyliczaniu z tego dziwnych rzeczy. Od tygodnia prześladuję ludzi, żeby mi pomogli je zrobić (chwała science tutoring!) i udało się.

W poniedziałek byłyśmy znowu w Pune (tak, nudzi nam się bardzo), bo ten wesoły park nie wypalił i trzeba było coś zrobić. Poszłyśmy do kina na Mandele (wyszedł już dawno, ale to Indie), byłam super-sceptyczna, bo nie lubię filmów biograficznych, ale Merve mnie przekonała. Z resztą nie było innych filmów (których nie widziałyśmy) po angielsku. Ale nie żałuję! Byłam na Herculesie, byłam na ,,The wolf of Wallstreet" i muszę przyznać, że film o Mandeli był najlepszy! Zdecydowanie! I dobrze było się czegoś o nim dowiedzieć, szczególnie, że był honorowym prezydentem UWC... :)

Jadłyśmy też w chińskiej kafejce (czy jakkolwiek to nazwać), bo miałyśmy mało czasu... Zamówiłam chicken momo (MOMO!)- hehe, ostre, ble... 


Różne wariacje imienia Gabi/Gabriela zamawiane w Starbucksie (było więcej, ale nie mam wszystkich):
To jest moje ukochane <3 Nie wiem jak oni to zrobili...




A tutaj przykłady jak bardzo nam się nudzi (a raczej jak bardzo nie chce nam się zabrać do pracy)...





I wreszcie wczoraj Merve przesłała mi zdjęcia, na które czekałam i czekałam!Także są bardzo przemieszane...

Nie wiem, kiedy to było...

Ostatnia sobota, kino, łazienka, fota w lustrze musi być.

Kino, Mandela, nie ma co robić...

Ji Yea

My zdolne, głupie fotki w kinie...

Nie komentuję...

Dobre jedzeeeeeeenie!

Hehe, w jeepie, jedziemy na Art for Kids

W rikszy albo otwartym jeepie (poznaję, bo dobre światło)

W tych dziwnych, okrągłych łódkach, Hampi 2013
Już środa, niedługo sobota, a to oznacza polski obiad w Pune! :)

Właśnie, organizują na kampusie ekipę ratunkową. Chętnie dołączę. Wymagania? Co to dla mnie...

We want to formalize a Rescue Service. The requirements for this are a
* first aid cert (see separate email)
* level 9.5 beep test
 
* 50 pushups and 50 sit ups in 2 minutes
* farmers walk with 2x10kg
* night hike basic navigation test

HE. HE. HE. 
Gabi vs pompki
juuuuuż leeeeecę! -.-
To tak już trochę ironizuję... 

Okej, idę się uczyć... :) Koniec głupot...
(Patrz: chyba dodali nowy odcinek PLL, chyba ktoś go jeszcze nie widział...)

Bye bye :)

PS. W piątek zaczynamy Theatre Season :) Mamma mia! 


niedziela, 26 stycznia 2014

Exeat

W piątek popołudniu rozpoczął się exeat, czyli 3-dniowe wolne. Niestety, oprócz weekend dorzucili nam jeden dzień- trochę krótko.
Niektórzy wczoraj powyjeżdżali, a inni zostali na kampusie (w tym i ja). Mamy jednak plany, tylko mniej ambitne... W piątek wieczorem oglądałyśmy z Merve ,,ATM" (taki jakiś psychologiczny thriller), wczoraj pojechałyśmy do Puny, dzisiaj mam czas na naukę, a jutro jedziemy do Imagica'y, czyli otwartego w zeszłym semestrze parku rozrywki. Mam nadzieję, że będzie fajnie, bo dawno w żadnym nie byłam!

PUNE
Tym razem jechałyśmy jeep'em': ja, Merve, Linh, Ji Yea, Indi i Tapiwa. Początkowo poszłyśmy na targ kupić owoce (ananas, jabłka, truskawki, pomarańcze, rzeczy o których nigdy nie słyszałyśmy ani nie próbowałyśmy). Nagrałam proces kupowanie ananasów... Profesjonalnie, nie?






Pochodziłyśmy trochę i kupiłyśmy "street food" (no wow, bo jesteśmy takie indian), które było pyszne!



Potem pojechałyśmy do Phoenix Mall. Najpierw Starbucks i kawa, potem trochę pochodziłyśmy czekając na film,poszłyśmy do supermarketu, sprawdziłyśmy kręgielnie, ale jakoś szczególnie nie chciało nam się tam iść. Przed seansem kupiłyśmy bilety (za 200rs = ok. 10zł) na "The Wolf of Wallstreet". Będę krytykiem na 5s i powiem, że średnio mi się podobał- rozważając, że z największą częstotliwością występowało słowo: fuc*. Ponadto trwał 3h + hymn, przerwa w środku filmu. Ale w niektórych momentach był naprawdę śmieszny :) Ponadto samo wejście do kina trochę mnie zdezorientowało, bo oczywiście przeszukali nam torby i tym razem kazali mi wyciągnąć baterię z aparatu i zabrali mi moje jedzenie (które potencjalnie mogłabym zjeść w sali)- to było dziwne...
Po filmie nie zostało nam wiele czasu, bo musiałyśmy wyjechać o 7, żeby zdążyć na check-in, a były korki (jak to Indie). Miałyśmy jakieś 40 minut na jedzenie- i chociaż chciałyśmy iść do podobno świetnej restauracji ,,Malaka Street" bodajże, skończyło się na McDonalds i Subway'u. 





Po powrocie posprzątałam swój "corner". W naszym pokoju jesteśmy teraz tylko ja i Ji Yea, bo Marie i Rhea pojechały do Mumbaju. Także jest cisza i spokój, obejrzałyśmy z Merve "The Internship" (,,Stażyści"). I tak skończyła się nasz sobota...

Teraz jest 9 rano, a ja oczywiście nie śpię, bo ile można. Muszę napisać lab z chemii, ale najpierw muszę wyhaczyć kogoś, kto będzie wystarczają miły, żeby mi w tym pomóc... Da się zrobić :)


Jeszcze wspomnę krótko, że tydzień temu mieliśmy Amercian Regional Evening. Było serio super, a do tego wzbogaciłam się o nowe doświadczenie - zjedzenie świerszcza. :) Don't judge me... Nie był dobry. Nope.



I w piątek graliśmy w Capture the Flag i wygraliśmy! :)


Do usłyszenia! :)

środa, 22 stycznia 2014

Wheelchairs for Arnav and Sayan!

Szkoła organizuję akcję zbierania funduszy na dwóję chłopców, którzy w ostatnim czasie przeprowadzili do domu na kampusie- zresztą zaraz koło mojej wady. 
Bliźniaki, synowie (Sayan i Arnav) naszego bibliotekarza Sankar'a, urodzili się z porażeniem mózgowym. W tej chwili mają po 8 lat. Najgorsze jest to, że do tej pory nie mieli nawet specjalistycznych wózków, którymi można byłoby ich przewozić, więc rodzice wszędzie ich nosili. Chłopcy jednak stają się coraz ciężsi, a rodzice starsi.

Fundusze zostaną przeznaczone na dwa wózki inwalidzkie, fizjoterapię, którą będziemy w stanie im zapewnić przez najbliższe 5 LAT! Celem jest uzbieranie 5000$, póki co idzie nam znakomicie, ale każdy grosz się liczy, więc muwci liczy na wsparcie wszystkich!

Link do strony, na której można pomagać:


czwartek, 16 stycznia 2014

Informejszon, informejszon...

1. Jak często przyjeżdżam do domu?
Ogólnie szkoła zaczyna się dla drugorocznych w środku sierpnia, ale pierwszy tydzień oni coś przygotowują dla pierwszaczków (aww...)- jeden z występów, którego w życiu nie zapomnę, nawet jakbym chciała: szczoteczka do zębów na stole, kubek z wodą... Przychodzą po kolei drugoroczni czyszcząc nią sobie zęby, a potem palce u stóp, etc, a potem znowu zęby (witamy w muwci!)... Obrzydliwe :) Pierwszoroczni przyjeżdżają więc tydzień później i ogólnie szkoła zaczyna się koło 25 sierpnia. Trwa do października, gdzie mamy 10-dniowy Project Week (oczywiście zdarzają się po drodze Święta: Dzień Pokoju, etc, kiedy nie ma klas), który gdzieś tam opisałam już. Potem jest tygodniowe wolne, na które jedziesz gdziekolwiek chcesz (ja byłam w Hampi).
Szkoła kończy się ok. 6 grudnia (w piątek zawsze) i jedziemy do domu. Około miesiąc wolnego, przyjeżdżamy w pierwszy poniedziałek po Sylwestrze, w tym roku był to 6 chyba. No ale ja już byłam 4go w szkole, żeby się ogarnąć...
Teraz mamy wolne przez tydzień w styczniu, potem w lutym chyba nic nie mamy wolnego. W marcu oczywiście 10dniowe wolne Travel Week. A potem wyjeżdżamy w maju - 23 kończy się szkoła i jest Graduation. I koło się zatacza, ale tym razem jako drugoroczna :)

Ah, no jak to już analizujemy, to przyjeżdżam oczywiście w grudniu na miesiąc i w maju. 2 razy do roku. Chętnie bym przyjechała na 2 tygodnie w marcu, ale niestety bilet kosztuje jakieś 2 500zł :(

2.Czy szkoła działa w Święta?
Zależy jakie Święta. Jeżeli chodzi o grudzień to wszyscy muszą wyjechać z kampusu, a ci którzy nie wracają do domów jeżdżą po Indiach, zatrzymują się u znajomych (jak mają) albo po prostu mieszkają w hotelach, które są przystępnie niedrogie.
Szkoła ma ustanowione własne "Święta" jak urodziny Gendhi'ego, Dzień Pokoju, etc.

3. Czy twoje stypendium obejmuje koszty biletów lotniczych?
Nie. I z tego co wiem to żadna szkoła uwc tego nie robi. Niestety :(

4. Jak wyglądają lekcje?
Harmonogram składa się z 7-dniowego planu zajęć. Czyli w poniedziałek możesz równie dobrze mieć lekcje z dnia siódmego, ale działa to przynajmniej po równo dla każdego z 7 przedmiotów (tyle samo godzin). Lekcje zaczynają się o 7.30.
Każda "normalna" trwa 50 minut.
Śniadanie jest serwowane od 7 do 8.40. Czyli możesz iść przed lekcjami (jak ja), albo po pierwszej lekcji, kiedy masz 20 minut wolnego.
Potem są dwa normalne bloki. 
Double Block (nie ma go zawsze, ja mam akurat dwa DB wolne, niestety tylko tyle). DB trwa 40 minut, potem przerwa na snack (ciasteczka, i takie tam), potem znów 40 minut DB. 
Potem jest jeden normalny blok.
A potem tzw. Long block, który powinien trwać chyba jakieś 75 minut, ale większość nauczycieli wypuszcza nas po 40 minutach :) Albo lepiej- odwołują (mój Spanish dzisiaj <3)
Czyli całkowicie w szkole spędzasz czas od 7.30 do 14.10 MAKSYMALNIE.

5. Jak wygląda "przeciętny" dzień?
Coś takiego nie istnieje, ale...

Po lekcjach masz wolne lub triveni (zaj. pozalekcyjne). Triveni są tylko od wtorku do czwartku, niektóre jednak są w niedzielę albo inne, dziwne dni :) Ja mam dwa we wtorek- Art for Kids i Guitar Club. Mam też w środę First Aid, a w czwartek (zaraz) powinnam mieć flashomb, ale zmieniam chyba na coś innego, bo nie podoba mi się, że jak pominiesz jedną sesje to oczywiście nie znasz układu i że jest masa ludzi (bo ponad 30 chyba)... Ale było zabawnie! :)
Ogólnie trwają one od 45 minut do 1,5h nawet. No i zależy ile sobie wybierzesz... Nie za ambitne. 
I chyba jeszcze będę chodziła na UWC skills course, czyli takie tam gadanie- dziękuję za wczorajszą uwagę, że: ,,(...) because Gabriela's hair is so messy today", tak, tak, to było bardzo śmieszne i bardzo prawdziwe :) 

Potem masz cały czas wolny, który trzeba podzielić na:
-naukę i zadania
-znajomych (zdecydowanie za dużo w moim przypadku)
-jedzenie (samo zjedzenie obiadu zajmuje przeciętnie jakąś 1h, bo tylko siedzisz, jesz i rozmawiasz)
-oglądanie filmów i seriali- ostatnio piątki albo soboty to u nas dzień filmów, idziemy do klasy Henninga i oglądamy, ostatnio Frozen :) Na którym zasnęłam przypadkiem...

6. Co najbardziej mi się podoba?
Przypomniał mi się bardzo, bardzo udany żart ze wczoraj.
Gabi vs. Niclas (Niemcy) - lekcja historii (!!!)

Gabi: Hey, come to Poland!
Niclas: We have already been there... In 1939.
Gabi: -.-

* ^ Więc podoba mi się to, że można rozmawiać na KAŻDY temat z kimkolwiek. :)

*Podoba mi się pogoda, uwielbiam to słońce i ciepło, kiedy wracam po lekcjach do pokoju.

*Basen! Będziemy korzystać częściej w tym semestrze :) 

*Relacja nauczyciel-uczeń. Dzisiaj dałam Henningowi dwie krówki (robią furorę, moja współlokatorka jest ich największą fanką)...
Henning: Oh, that's so sweeeet!
Gabi: You can be more "polish" now.
Henning: But I don't want to eat it, I just want to keep it...
Gabi: Well... You can eat one of them, and keep the second one. But... I don't think you will be able to say: ,,no" to krówka.

I mimo, że chyba z 8 nauczycieli wyjeżdża po tym semestrze do Armenii (bu -.-) albo do Afryki czy coś, to i tak są najwspanialsi na świecie...!

*Jedzenie... Może nie ta typowo indyjska kuchnia, ale ogólnie jestem fanką ryżu. Tylko się trochę stałam wegetarianką tutaj. Okej, totalnie nie jem mięsa, no chyba że w jakiejś restauracji. Aczkolwiek uwielbiam mieć WYBÓR, co będę jadła na śniadanie/lunch/obiad. :)

*Podoba mi się, że możesz przyjść i się wyżalić, bo zawsze ktoś taki jest w pobliżu. Ostatnio odwiedziła mnie moja koleżanka z Belgii, bo zbyt tęskniła za domem. :')

*A! No i uwielbiam to, że nikogo nie obchodzi jak wyglądasz i że możesz nosić cokolwiek- przyjście w pijamie dla lekcje wcale nie jest takie nienormalne, można nosić dresy cały czas, chodzić boso... 

I pewnie dużo, dużo więcej, ale to takie chyba najważniejsze :)

Welcome again!

Okej, więc jestem już z powrotem w Indiach od dwóch tygodni. Nie chciało mi się pisać, bo jestem leniwa. Ale niech już będzie, jak zaczęłam to skończę :)

Tym razem leciałyśmy przez Monachium. Koszt lotu, jak zwykle za duży. W pierwszym tygodniu wydawało się jakby czas wybrał opcje: slow motion i dni mijały strasznie wolno... Po sobocie, czyli wizycie w Pune, nareszcie przyspieszył, że nawet nie zorientowałam się, że jutro rozpoczynamy weekend... Jak zwykle Pune!
Pojedziemy do Phoenix mall, bo otworzyli tam Starbucks'a <3, i mają Chillis (mimo, że drogie to mają pyszne, meksykańskie jedzenie).

Oczywiście już w poniedziałek miałam test z chemii, potem esej, esej, esej, esej... O! I dzisiaj nawet miałam pierwszą lekcje matematyki HL (w pierwszym tygodniu nie było nauczyciela, potem raz przypadkiem nie poszłam, a potem dał nam wolne) i nawet nie ma źle. Jest nawet bardzo dobrze. Początkowo, jak chciałam zrobić zadanie z COMPLEX NUMBERS to się przeraziłam i już miałam ochotę wrócić na SL, ale potem okazało się, że to naprawdę łatwe + challenge :)

Co się jeszcze działo? Mieliśmy maskaradę, która mi się nie podobała, chociaż ciasto było dobre- niemieckie ciasto i niemieckie placki ziemniaczane- totalnie akceptuję swoją niemiecką część. Hm... Zrobiłyśmy trochę głupich fotek, jak te:


 Z Linh :)

 Ja, ja, Ji Yea, Merve!

 Z Merve :)



W tzw. ,,ramce" (super popular)- nasza polskość + "polskość" z Kostaryki

No oczywiście mój "corner" wreszcie wygląda nie-jak-więzenie. Mam obrus, plakaty, zdjęcia, lampki, motylki na ścianach (tak, wygląda kiczowato, ale i tak o wiele lepiej). 

Co jeszcze...? Hm... Ah, planowałyśmy z dziewczynami nasz wyjazd w marcu, tzw. Travel Week. Trwa on jakieś 10 dni, początkowo miałyśmy epicki plan wyjazdu na wyspy w Indiach - rejs statkiem przez 4 dni, zwiedzanie 3 wysp... Epicko, ale jak już chcieliśmy "bookować" bilety to zabrakło :(
Teraz w ogóle nie planujemy jechać na żadną plażę :( Może Taj Mahal, jakiś Park Narodowy w New Delhi... Czas najwyższy o tym pomyśleć. 
A to fotka, gdzie miałam pojechać (mam nadzieję, że w przynajmniej w październiku uda nam się tam wybrać):

Lakshadweep




Okej, odseparuję dwa posty, także będę ambitna i napiszę jednego informacyjnego! :)