Translate :)

środa, 4 grudnia 2013

WAT?!

Jakimś dziwnym, magicznym sposobem jest środa wieczorem. Oznacza to dwie rzeczy (niezwykle logiczne):
-jutro jest czwartek - ostatni pełny dzień w muwci!
-pojutrze jest piątek - wsiądę do busu i wyjeżdżam na miesiąc!



Już powoli zaczynam się pakować. Walizkę mam na razie wypełnioną pamiątkami i paroma ubraniami, które biorę z powrotem (+indyjskie szaleństwo). Resztę zostawiam (plecak turystyczny, sandały, klapki, torebkę, etc.), bo nie ma sensu ich zabierać, żeby za miesiąc znów wróciły tutaj. A tym sposobem w styczniu mogę napakować jeszcze więcej polskiego jedzenia i jeszcze więcej ubrań!
A jak przyjadę w sobotę to będzie pewnie zimno (takie tam z 30 stopni na 0). Chciałabym żeby przynajmniej śnieg padał, ale sprawdzałam prognozę i w sobotę ma padać! Joopi! I o to właśnie chodzi :)

Od wczoraj jestem praktycznie wolna od wszelkich zajęć- nie mam już żadnego testu, ani żadnej prezentacji. Jeszcze zaliczyłam chemię i był to w sumie pierwszy raz, kiedy naprawdę wiedziałam co piszę. Nie to co ostatnio… Odgrywaliśmy też sztukę „Blasted” (Sarah Kane), która jest mega dziwna jak dla mnie, ale nie zdradzam szczegółów. A samo odegranie sceny nie jest takie proste, szczególnie kiedy musisz skupić się na swoim talencie aktorskim (które nie mam).

Do jutra mamy dostać nasze hoodies. To akurat muszę przetransportować, żeby trochę promować szkołę. Tak samo dostanę broszurki i plakaty. Będzie akcja- propaganda.
Wieczorem mamy Christmas dinner u dyrektora i jego żony. Podobno będzie bardzo dobre jedzenie, ale o tym się dopiero przekonamy! W piątek pewnie odwołają mi połowę zajęć (mam nadzieję, że również ostatnią chemię) i będę mogła jeszcze dokończyć pakowanie czy sprzątanie pokoju. O 3 bierzemy busa (taniej i pewniej), którym pojedzie chyba w sumie jakieś 30 osób jak nie więcej i będziemy w Mumbaju koło 22-23. Mój lot jest o 3:30am, czyli będę miała czas na spokojnie „chillowanie” na lotnisku. Miejmy nadzieję, że jest jakieś miejsce, by usiąść i coś zjeś- bo w końcu Indie- nigdy nie wiesz, co cię czeka...

We Frankfurcie czekamy tym razem ok. 3 godzin, a we Wrocławiu jesteśmy o 12:30. Jej! Przyjadę do domu pewnie koło 16, a od razu na urodzinowe party!
Ale nie będzie mnie 6 grudnia, w Mikołajki! Dlaczego?! Cały czas domagam się prezentu w postaci kilograma mandarynek i śniegu! Co to za Święta bez śniegu? Tymczasem tutaj pełną parą śpiewamy kolędy i piosenki świąteczne, typu "jestem Mariah Carey"!

Przynajmniej dostanę kalendarz adwentowy (hehe), co jest najważniejsze. Już nie mogę się doczekać, ale ta podróż mnie przeraża (znowu)!

Moja walizka- na zapakowanie czekają jeszcze indyjskie przekąski :)






A na zakończenie indyjskiego sezonu- BOLLYWOOD! Nie śmiać się, ta piosenka jest "cool" :)




1d 23g 53m 22s


środa, 27 listopada 2013

9 dni!

Mam w tym tygodniu masę roboty (patrz: 5 testów, 3 prezentacje, sztuka do odegrania, etc.). Jak można nam takie coś robić? Wszyscy tylko chodzą i się uczą. Ja - jak zwykle ambitnie- też chciałam. Wzięłam sobie wczoraj Personal Day (możesz sobie zrobić wolne raz w semestrze) i wreszcie się ponudziłam. Do tego dorzucić dzisiejszy test z biologii i prezentacja z PNC i życie okazuję się nagle ruiną. Nie no, tak źle nie było... :)

W czwartek mieliśmy z moim współlokatorkami obiad. Ja robiłam deser z przepisu jaki podesłała mi mama- ciasto z serii "bez miksera, bez pieczenia", które składało się z ciastek, ciastek, budyniu do którego dodałam kakao, kawę i posiekaną czekoladę i z polewy czekoladowej (roztopiona czekolada z orzechami). Wyszło super, i ludzie się zachwycali i wszyscy chcieli przepis (który teoretycznie nie istnieje, bo połowa to była improwizacja).
Moje współlokatorki zrobiły spaghetti z kurczakiem, także się wreszcie porządnie najadłam :)


Kolejny dzień (piątek) mieliśmy obiad z dyrektorem i jego żoną w ich domu. Mieliśmy być grupką 8 osób, ale ostatecznie było nas sześć. Ja (ambitnie!) chciałam zrobić pierogi, no i właściwie zrobiłam- po raz pierwszy raz w życiu sama (sama!). Pierogi - wersja standard - z ziemniakami i serem (bonus taki), podsmażane. Koniec końców zrobiłam za dużo masy (o jakieś 5 ziemniaków za dużo) i potem zrobiliśmy z tego ziemniaczane zakąski. Troszkę się przesoliły - troszeczkę... Hehe. Pierogi wszystkim smakowały i nawet usłyszałam, że były najlepsze jakie jedli :)
Nawet Vinay (mój advaisor) zjadł połowę paczki, która została po obiedzie. Co ja co, ale zrobiłam jakieś 60 pierogów, a na stole była masa innych rzeczy: grillowany kurczak, pomidory i papryka wypełnione ryżem i serem, sałatka z fasoli i marchewki, sałatka na słodko z orzechami i owocami (pychota!)- w każdym razie jedzenia było strasznie dużo! Dobrego jedzenia!
Na koniec dostaliśmy herbatę i na deser - TORT JABŁKOWY. Ze względu na to, że żona dyrektora jest z Niemiec i 2 osoby z naszej grupy też zrobiła typowo niemiecki deser. To było definitywnie jedno z najlepszych ciast jakie jadłam! Było to coś takiego, aczkolwiek wyglądało o wiele, wiele lepiej:


W następnym tygodniu mamy "świąteczny obiad" u dyrektora. Mam plan zrobić pierniki *-*

A z tego co słyszałam to w Polsce pada śnieg! Musiałam się sama wprowadzić w świąteczny nastój, dlatego od tygodnia słucham tego... <tak, wiem że to chore, but "who cares?">




Co jeszcze? Ah, byłam w Pune w sobotę i załatwiałam pamiątki. Jeszcze i tak muszę jechać, bo w życiu się nie wyrobię, żeby to wszystko zakupić :)

9 dni, 9 dni... A na pulpicie mam odliczanie czasu zainstalowane!

9d 7g 19m 1s...

:)