Translate :)

sobota, 10 października 2015

Lazy Days

Hola!
Dobra. Nie pisałam, przyznaję się. Nie miałam czasu. Jakimś cudem czas stał się bardzo cenny w ostatnim czasie (coś jest nie tam z tym zdaniem "czas w czasie", let's move on). Nie jestem przyzwyczajona do takich ograniczeń. 

Moje kursy na razie idą całkiem spoko. Chyba jeszcze niczego nie zawaliłam. Z matmy ten materiał już przerabiałam, z zadań domowych oscyluję pomiędzy 3.5 - 4.0. Też nie wiem co to oznacza, że jako że 4 jest najwyższą oceną to chyba nie jest źle. Z fizyki miałam ostatnio test. Szczerze? Rozwiązałam wszystkie zadania z liczeniem i to mnie cieszy! Z filozofii religii nie mam pojęcia co robię czasami, ale lśnię na lekcji kiedy trzeba wymówić niemieckie nazwisko. No i z ED tylko czekam na koniec tych bezsensownych zajęć (musimy przeczytać Antygonę na poniedziałek co mnie nie cieszy...). 

Jeżeli chodzi o życie to jest dość zajęte. Mam pracę, i *wohoo* muszę odebrać pierwszy czek dzisiaj (nie chce mi się tam iść, więc pewnie zrobię to w poniedziałek). Wspominałam, że dołączyłam do drużyny wioślarskiej? Pewnie tak. Mamy treningi codziennie, oprócz niedzieli i jednego dnia tygodnia, który nam koliduje z innymi zajęciami. Jak dla mnie to czwartek, bo mam wtedy lab z fizyki. W poniedziałek, środę, piątek i sobotę idziemy na wodę wiosłować. We wtorek o 6 rano i w sobotę rano mamy też treningi na siłowni, który mentalnie mnie niszczą, bo muszę wstawać kiesy na dworze nie widać jeszcze nawet Słońca. Ew. No i we wtorek popołudniu mamy ergs, czyli ćwiczenia na takim sprzęcie imitującym wiosłowanie. Ogólne wrażenia? Jest super! Uwielbiam wiosłować, chociaż czasami (kiedy ze względu na to, że jesteśmy newbies) łódź kołysze się na każdą stronę i wszyscy są mega wkurzeni, najchętniej uderzyłoby się kogoś wiosłem. Oprócz tego drużyna jest całkiem zgrana, szczególnie wszyscy newbies. 

Wczoraj pojechaliśmy na 'rowing camp' czyli na obóz wioślarski. Jednodniowy wyjazd z podwójnym treningiem, burgerami, bransoletkami przyjaźni  i PB&Jelly. Na pierwszym treningu wszyscy newbies byli w jednej łodzi i było spoko, a na drugim nasz przemieszali. Ja i Lulu trafiłyśmy do łódki z chłopakami, którzy niestety umieją wiosłować i tym razem to chyba oni chcieli nas walną wiosłem, bo średnio nam to szło. Nie no, żartuję. Właściwie to prawie szło mi to dobrze, chociaż raz złapałam "kraba" (wiosło mnie powaliło, oj tak, to się zdarza) i paręset razy zamiast wody trafiłam powietrze, yey! 
Potem musieliśmy ponownie złożyć łodzie, a potem mieliśmy czas wolny. Jedliśmy burgery. Wszyscy wrócili na kampus zmęczeni i pół-żywi, ale było warto! Ja chcę jeszcze raz!

Mamy Fall Break, tak swoją drogą, czyli nie ma zajęć! Sam jak zwykle wyjechała na jakąś wycieczkę, więc mam pokój dla siebie (wypadałoby wynieść te 3 stosy śmieci). Jestem w trakcie instalowanie lampek Halloweenowych które nabyłam w zeszłym tygodniu. Nie mam taśmy i to jest problematyczne, ale jadę do sklepu dzisiaj. Wszyscy mają tu obsesje na punkcie Halloween. Już od tamtego tygodnia wszystko jest w pomarańczowych kolorach, dynie są w każdym oknie, a sklepy wypełniły się słodyczami na Trick or Treat. Oczywiście, czas najwyższy zacząć myśleć o kostiumie. To, co wcześniej było tylko w filmach, wreszcie staje się rzeczywistością! 

Parę zdjęć z ostatniego miesiąca: 

Portland
Portland #2
More Portland...
By night
Glowing Mini Golf
Świecący Mini Golf
Kampus
Dyniowe lampki
Oglądając Camp Rock...

Tu wiosłowaliśmy - Hagg Lake
Ja, Natalie, Tess po lewej, Lulu po prawej, Chris z tyłu.

Darby, ja i Christine - śrubujemy łodzie



Sporo tego błota...
Jezioro bez wody = błotna Laguna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz