Translate :)

czwartek, 6 listopada 2014

Goa vol 2

Właśnie wróciłam z 5-dniowego wyjazdu na Goa. Wszystko odbyło się w ramach Project Week'u. Pierwszoroczni jadą na zaplanowany PW, a drugoroczni planują swój. W każdym razie naszym był Seema, czyli projekt, który polega na produkcji biżuterii przez kobiety z lokalnych wiosek. 

Pojechałyśmy w piątek. Ja, Armi (Finladnia), Ada, Maria (Francja/UK) i Malaika (Goa). Byłam z Malaiką ostatnio w Goa i było świetnie. Jej rodzina załatwiła nam hotel za darmo i większość atrakcji i transport. Jednak w poniedziałek pojechali na wesele do Mumbaju, więc zostałyśmy we cztery.
Ogólnie wyjazd był pełen ciekawych wrażeń. 

PIĄTEK

Pojechałyśmy do Phoenix Mall w Pune i tam zjadłyśmy kolacje i trochę pochodziłyśmy po sklepach. 
 

Potem o 8.30 miałyśmy bus na przystanku i dokładnie o tej godzinie dostałyśmy telefon: "Gdzie jesteśmy" bo na nas czekają na innym przystanku. Jak się okazało nie chcieli marnować benzyny, więc same musiałyśmy lecieć na kolejny przystanek... W końcu znalazłyśmy się w całkiem wygodnym busie.


SOBOTA 

Przyjechałyśmy do Goa i spotkaliśmy rodziców Malaiki, którzy zabrali nas na śniadanie i do hotelu, który był woooow. Czyli taki:


 

 



Poszyłyśmy na pobliską plażę, gdzie zjadłyśmy obiad (wreszcie dobre jedzenie) i się trochę poopalałyśmy. 

 

 W sobotę około 22 pojechałyśmy do NADWODNEGO KASYNA, czyli łodzi na wodzie. Miejsce było mega wypasione, a my dostałyśmy bilety wstępu dla VIPów. 

NIEDZIELA

 O 7 rano pobudka, szybkie śniadanie i na łódź. Do około 13 łowiliśmy ryby razem z rodziną Malaiki. Sama złowiłam 5 ryb, taka jestem dobra... 

Oprócz tego spaliłam się nieźle, ale zostanie opalenizna :)

 

Popołudniu poszłyśmy do większego miasta, gdzie chodziłyśmy po sklepach, skończyłyśmy robiąc branzoletki.

 

Wieczorem mama Malaiki zabrała nas na pokaz mody indyjskiej i takiej "normalnej" (lol). W każdym razie ciekawe doświadczenie. Potem poszłyśmy do restauracji, którą specjalnie dla nas otwierali o 23 w nocy.

PONIEDZIAŁEK

 Rano poszłyśmy na plażę (tą samą co w zeszłym roku).


 


 

Potem pożegnałyśmy się z Malaiką, a ze względu na to, że teraz nikt nas nie pilnował i nie zapewniał rozrywek typu pokazy mody albo kasyno, musiałyśmy same znaleźć plany na wieczór. Skończyło się na chodzeniu po Baga Beach (ilość osób gadających do nas po rosyjsku: 3947242). Nie wiem skąd się biorą tam Rosjanie, ale jest ich duuużo. Odwiedziłyśmy parę clubów, ale nic ciekawego się nie działo, bo to nie sezon, więc koło 1 wróciłyśmy do pokoju.

WTOREK

Wstałyśmy późno i pojechałyśmy jeepem do Curley's (prawdopodobnie zła nazwa, w każdym razie coś w tym stylu). Jest to restauracja przy plaży i jest świetna! Najlepsze jedzenie w Goa <3

 



 

Potem było ciekawie. Przeniosłyśmy się do hotelu zaraz przy plaży, na Baga. Ogólnie hotel świetny. Poszłyśmy popływać - ja, Armi i Maria, podczas gdy Ada spała sobie tam gdzieś na leżakach. 
Weszłyśmy do oceanu, cool cool, woda ciepła, nawet płytko, fale mega wielkie i często.Pływamy sobie, pływamy, jest wesoło. Jak minutę wcześniej było płytko, to parę kroków dalej żadna z nas nie sięgała dna. Okej, chill, dla mnie za hardcorowo, więc staram się płynąć do brzegu. Nic. Dalej jestem w tym samym miejscu, jak nie dalej od brzegu. Ups... Maria i Armi chyba się wtedy jeszcze nie ogarnęły. W każdym razie próbuję jeszcze raz. Wydaje się, że fale spychały nas coraz dalej brzegu. Z 3 razy próbowałam dopłynąć do brzegu, a nie jestem jakimś początkującym, bo pływam od zawsze. W każdym razie fale zaczęły się robić większe, częstsze, a brzeg wydawał się zdecydowanie ZA DALEKO. Oddzieliłam się od Armi i Marii, bo one nawet nie próbowały płynąć do brzegu (nie wiedząc, że są za daleko), więc zaczęłam wołać "help". Po około 2 minutach paniki, ratownicy nas zauważyli i potem zrobili taką efficient akcje z motorówką i w ogóle. Także wyciągneli nas, yey! I żyjemy, yey!
Taka oto akcja... Zdradliwy ocean.


 

Po tym wydarzeniu wróciłyśmy do hotelu, a potem chodziłyśmy znowu po Baga. Miałyśmy 2.5h obiad <3


ŚRODA

Około 11 spakowałyśmy się i wzięłyśmy skutery, żeby pojechać jeszcze raz do tej restauracji. Lewa strona drogi, no problem! Ja kierowałam w obie strony, bo przynajmniej wiedziałam jak prowadzić skuter po prawej stronie...Droga miała może 3km, ale doświadczenie w jeździe po indyjskich drogach jest bezcenne :)

Naan

Strawberry juice!
 Na koniec poszłyśmy na market, na którym spędziłyśmy jakieś 3 godziny i wydałyśmy zdecydowanie za dużo pieniędzy. Ale szczęśliwe wróciłyśmy z powrotem :)

 

O 20 miałyśmy autobus, który spóźnił się oczywiście, ale był jeszcze wygodniejszy niż poprzedni. No i wróciłyśmy z Goa :)

1 komentarz: