Translate :)

wtorek, 25 czerwca 2013

Let's get it started!



Może na początek troszkę się przedstawię. Nazywam się Gabi, mieszkam w Krośnicy (wieś -1000 mieszkańców), w woj. opolskim. Mam 17 lat, no i chodzę póki co do polskiej szkoły, swoją drogą chyba jednej z najlepszych, a mianowicie LO3 w Opolu. Dla wszystkich zainteresowanych- polecam! Świetna szkoła, świetni nauczyciele no i świetna atmosfera! Wracając do tematu: ,,JA". Żyję tak sobie na tej pięknej wiosce. Mam 2 młodszego rodzeństwa: brata (15 lat) i siostrę (14 lat). Parę zwierzątek- mojego psa rasy szpic niemiecki- Vicky, drugiego psa labradora- Jack'a, no i kota mojej siostry... Ale to w sumie to nie pamiętam jak się nazywa. Upsik! :) Moi rodzice są nauczycielami i uczą w pobliskich szkołach. Mama niemieckiego, a tata wfu i historii.
Wierzcie mi, niekiedy można poczuć się jak w zoo, mieszkając w takim "ekosystemie". 





Mój piesek <3

Co jeszcze mogę powiedzieć? Hmm... Hobby! No tak. Gram na keyboardzie od 9 lat, a na gitarze elektrycznej dopiero od roku. Nie mam jakoś szczególnie ulubionych zespołów, ale słucham dużo Bon Jovi i OneRepublic. Szkoda, że nie udało mi się wybrać na koncert tydzień temu! Eh... Lubię rysować/malować/szkicować, czyli wszystko co związane ze sztuką. Szczególnie lubię technikę malowanie węglem i farbami akrylowymi. Kolejnym moim hobby są książki. Obecnie czytam ,,The stonecutter"- szwedzki (!) kryminał. Czytam w wersji anglojęzycznej, bo jednak chcę jeszcze podszkolić trochę mój angielski przed wyjazdem. Nie sprawia mi to większych trudności, ale i tak zdaję sobie sprawę, że na początku może być trudno... Jestem wierną fanką sagi "Harry'ego Pottera"- była to pierwsza książka, którą sama przeczytałam. No i jednym słowem jest super! Czytałam też ,,Gone" Michael'a Granta, również bardzo dobra książka, ,,Igrzyska śmierci", i wiele, wiele innych, ale nie będę się rozpisywać.


Dobra, przyznam że humanistką nie jestem. A raczej nie lubię humanistycznych przedmiotów. Najlepiej czuję się w takich dziedzinach jak matematyka (<3) i medycyna- szczególnie ta związana z różnego rodzaju chorobami genetycznymi i nowymi metodami ich leczenia. Nie wiem jeszcze do końca, co chciałabym studiować, ponieważ uwielbiam zarówno matematykę i medycynę! Ale mam jeszcze troszeczkę czasu. Dość łatwo radzę sobie z językami. Obecnie komunikuję się bardzo dobrze w języku angielskim i niemieckim. Już rok uczę się hiszpańskiego, a także znam podstawowo zwroty po francusku. Uczę się też migowego w wersji polskiej/amerykańskiej. Nie mówiąc już o śląskiej gwarze, którą posługuję się na co dzień. 

A teraz o tym ,dlaczego założyłam tego bloga i skąd nazwa "Walking in India!"? Postaram się bardzo krótko opowiedzieć moją historię. 

Przychodząc do LO3 w Opolu nie wiedziałam, że będzie to szkoła, która aż tak bardzo pomaga uczniom się wybić. Wszelkiego rodzaju stypendia/ konkursy są zawsze w jakiś sposób (czy to na gazetce, czy poprzez rozmowę z nauczycielem) ogłaszane wszystkim! Gdzieś pod koniec września nasza wychowawczyni opowiedziała nam o konkursie stypendialnym UWC- United World Colleges



Pierwszy raz w życiu słyszałam o takiej organizacji i o takim konkursie. W sumie, nie przejęłam się tym za bardzo, ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej chciałam złożyć aplikacje. Szczerze powiedziawszy początkowo moje plany nie wiązały się z wyjazdem na czas liceum do innego kraju. Chciałam ładnie skończyć "trójkę", zdać maturę i wyjechać na jakieś przyzwoite studia do UK.
Warunkami konkursu UWC była średnia na koniec gimnazjum 4,8 i wyniki egzaminu gimnazjalnego powyżej 80%. Oczywiście liczyły się też osiągnięcia i zaangażowanie w prace społeczne. Nie pamiętam kiedy (chyba w styczniu) pojawiła się lista jedenastu (!) osób, które dostały się do finałów szkół UWC. Moją reakcją był baaaardzo donośny krzyk, aż moja mama się przestraszyła :) Dostałam się i już 16 lutego jechałam pociągiem do Warszawy na rozmowy. Jazda 7 godzin w nocy, żeby zdążyć na 10 rano nie była zbyt przyjemna, ale było warto.  Poznałam bardzo wielu interesujących ludzi, z którymi do dzisiaj mam kontakt. Nie wiedziałam czego się spodziewać na "interview", ale wyszyłam z założenia "co ma być to będzie" i tyle. Pytania były zarówno po angielsku i po polsku. Pojawiło się pytanie o polityce, równouprawnieniu i PARYTECIE! Do końca życia nie zapomnę, bo mało interesuję się polityką (o ile w ogóle) i nie miałam pojęcia co to jest! :) Komisja była naprawdę miła i nie czułam się jak na "przesłuchaniu", a raczej jak na pogawędce ze znajomymi. 

Dzień przed moimi urodzinami (tj. 26 luty) pojawiła się lista osób, które dostały stypendium. Nie spodziewałam się niczego po finałach, wolałam po prostu o tym nie myśleć. Z pięciu dostępnych stypendiów przydzielone jedynie 3 (tylko jedno z nich było całkowicie finansowane i dostępne tylko dla chłopaka). Stypendia do Bośni i Hercegowiny i Indii nie zostały przydzielone ze względu na zbyt wysokie koszty dopłat (ok. 40 000 zł na rok). Znalazłam się tym sposobem na 3 miejscu listy rezerwowej. Jakiś czas później odbyły się finały do szkół prywatnych w UK i jedna z dziewczyn przede mną dostała się naukę do Anglii, przez co wskoczyłam na drugie miejsce na liście rezerwowej :) Starałam się pozyskać jakiekolwiek dofinansowanie z naszego "kochanego" województwa, ale zostałam po prostu spławiona. Parę tygodniu później zawiązała się fundacja Simona Frasera, która sfinansowała częściowo wyjazd Ady do Indii (pozdrawiam Adę!). No więc byłam PIERWSZA na liście rezerwowej. Z jednej strony był to wielki zaszczyt, a z drugiej... No, jednak niewiele brakowało. 

Początek maja. Gabi ładnie siedzi na wykładach z matematyki na Uniwersytecie. Pisze do mnie mama: ,,Chcesz jechać do Indii?". Hmm... No co to może znaczyć. Jakiś kurs? A może jednak..? Po wykładach natychmiast oddzwoniłam. Okazało się, że związała się kolejna fundacja absolwentów, by pomóc finansowo i duchowo w tym wyjeździe. Ale byłam szczęśliwa! Totalnie nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy! Fundacja United Harvard. Kocham tych ludzi no i pozdrawiam wszystkich oczywiście! :)
Takim oto sposobem ostatnie dwa lata liceum spędzę w Indiach, w szkole Mahindra UWC of India. W kraju dziwnym, ale jednocześnie pięknym. Zdecydowanie jest to początek wielkiej przygody! Nie mogę się doczekać spotkania tych wszystkich zagranicznych uczniów- każdy z innego kraju, mówiący innym językiem. Ale będzie FUN! 

Mój blog powstał po to:
1) by czytelnicy mogli mniej więcej wiedzieć, co się ze mną dzieje podczas pobytu tam daleko.
2) bym sama zawsze mogła wrócić wspomnieniami i żeby nic mi nie "umknęło", bo to taka jedyna okazja.

Przepraszam za tak długie posta. Ale może przyda się kandydatom do UWC. W sumie jeżeli macie pytania, to chętnie pomogę :)



W następnym poście postaram się napisać, jak idą przygotowania do wyjazdu, a wierzcie mi,  już zdążyłam zrobić dużo zamieszania.




Pozdrawiam i zapraszam do czytania! :)

9 komentarzy:

  1. Zazdroszcze ci takiej przygody jaka cię spotkała :) życzę ci powodzenia.
    Ps. Slicznego masz pieska!

    OdpowiedzUsuń
  2. A to ubranka dostanie Twoja slodka siostrzyczka? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oprócz tego, że to zdanie nie ma sensu stylistycznego, to zamknę mój pokój na klucz, a szafy na kłódki... Hahaha :)

      Usuń
    2. To ma sens stylistyczny :)

      Usuń
  3. Gabi! Gratulacje, blog zapowiada się bardzo ciekawie :) Naprawdę zazdroszczę Ci tej wyprawy do Indii, będziesz ją na pewno długo i mile wspominać. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje, Maryś! Możesz spokojnie liczyć na pocztówkę :)

      Usuń