Translate :)

wtorek, 18 sierpnia 2015

Podróżnik 2.0

Moje wakacje dobiegają końca i muszę przyznać, że były to najbardziej wakacyjne wakacje jakie miałam od dłuższego czasu. Bo na przykład w poprzednie robiłam w Niemczech wolontariat i stresowałam się moim EE. Te natomiast upłynęły szybko i bardzo spokojnie, głównie spędzone na lenistwie :)

 
Najlepiej wyrzuciłabym całą wiedzę na temat studenckiego życia w Stanach Zjednoczonych (precz American Pie i Project X), ale tak się nie da, więc nawet nie spekuluję. 
Jak na razie wiem co musiałam zrobić żeby jakoś się ogarnąć. 

1. Załatwić visę (a to nie lada wyzwanie, serio). Koniec końców dostałam ją na 5 lat, chociaż moje studia trwają maksymalnie 4, ewentualnie 3 jeżeli zrobię tylko Pre-Med. 

2. Zarejestrować się na zajęcia. Odbywa się to tak, że wykonywane są 3 tury i podczas każdej musisz się zarejestrować na jedną. W moim przypadku skończyło się na tym, że jako pierwszy wybór poszła chemia. Na drugim była Matma (różniczki, hell ya). A na trzecim... Ha! Wiem, że skoro robię PreMed i Biochemistry powinna być to biologia, ale... Fizyka. Głównie dlatego, ze biologia nie pasowała mi do semestrowego planu (może przez 4-godzinne laboratoria?!), a żeby skończyć mój kierunek i tak muszę w pewnym momencie wziąć fizykę. Oczywiście, żeby nasza generacja umiała myśleć metafizycznie, każdy dostał przydzielony kurs filozofii - milutko. Miałam filozofię przez 2 ostatnie lata i szczerze? I'm so done. Ale kiedy przeczytałam zestaw książek to pojawiło się światełko w tunelu. Omawiać "Igrzyska Śmierci" to ja mogę. Z resztą, lanie wody nie jest aż tak skomplikowane :)

3. Dostać pracę. Wiecie jak to jest kiedy idziesz do szkoły i stajesz się nagle biednym studentem? Ja jeszcze nie wiem, ale jest nadzieja. W ostatni czwartek miałam rozmowę o pracę. Skypowałam z Lindą i Matthew (ktory BTW jest moim trzeciorocznym z Mahindry). Trwało to jakieś 20min. Ogólnie wyszło na to, że nie muszę nic umieć (to pewnie przez to, że tak pięknie się uśmiechałam przez całą rozmowę, jk). Dzisiaj dostałam majla, że yeyeye dostałam pracę. Płacą 11$ za godzinę, czyli takie trochę "WHAT" biorąc pod uwagę polskie stawki. Będę bogata! Nie no, muszę zapłacić za te studia jakoś, za jedzenie, za więcej jedzenia, za jeszcze więcej jedzenia! Także ten, od września jestem asystentką do organizacji wydarzeń (nasze biuro ma wózki golfowe żeby się wozić po kampusie <-- I'm serious).

4. Ogarnąć swoje zamieszkanie. Mieszkam na kampusie, w Platt East. Ogólnie, kampus nie ma bractw, ale podział na 'klasy' się znalazł anyways. Jest specjalny dom dla atletów, dla artystów, dla tych co lubią wyprawy, blah blah. Ja jestem w Platt East, czyli tam, gdzie są różne nacje i kultury (omg, MUWCI again?!). Mam drugoroczną współlokatorkę z Minnesotty, nazywa się Samantha, mam nadzieję, że nie bedziemy na siebie hejcić. 

W sumie to więcej nic nie wiem. Wyjeżdżam za 6 dni, w poniedziałek. Jadę do Frankfurtu, Houston i w końcu do Portland. Listę do spakowania już mam, jeszcze muszę kupić parę rzeczy, potem naprawdę spróbować się spakować, a coś czuję, że będzie to ciężkie. Do Indii to przynajmniej miałam brać takie lekkie rzeczy, a w Portland klimat jest taki sam jak w Polsce. Damn. Jak ja to zmieszczę?! Pomartwię się w sobotę i niedzielę.

Następny wpis jak będę już na kontynencie Pocahontas!