Translate :)

niedziela, 28 września 2014

Studia - not really?

Semestr nr 3 ogłaszam oficjalnie najgorszym semestrem do tej pory. Jest masa roboty non-stop: labs, testy (nawet w niedziele), lekcje (też w niedziele), brak życia i te sprawy. 

W piątek jechałam do Mumbai'u żeby zdać UKCAT. Zdałam i wreszcie mam to za sobą. Chociaż mogłoby być lepiej. 
Za 2 tygodnie muszę wysłać aplikacje na studia i to jest główny powód dlaczego nasz doradca ds studiów - Allison - ściga mnie dzień w dzień. A ja uciekam, bo pomysłów brak. Dzisiaj już jednak dorwała mnie w kafeterii i zaprosiła do siebie, żeby wreszcie dowiedzieć się jaka jest "historia mojego życia" (jakbym jakąś miała, hehe).
No cóż, chyba trzeba zacząć myśleć. 
Aplikuję w różne miejsca na różne kierunki. Głównie do Szkocji, bo SAAS (czy coś takiego) pokrywa koszty studiów. Medycyna w Szkocji (Edynburg, Dundee i ewentualnie Aberdeen). Potem wpadłam na lepszy pomysł studiowania ilustarcji w US na Ringling albo Sarah Lawrence i jeszcze jakiegoś innego kierunku (2w1). Także czekam aż te 2 uniwersytety zjawią się na komusie, żeby zaoferować mi pełne stypendium, przeloty do Polski i laptopa w komplecie :D Just kiddin' ale nie miałabym im za złe...

Ta różnorodność medycyna slash ilustarcja chyba sprawiła, że Allison ma dużo zabawy jeżeli chodzi o moje aplikacje, bo te kierunki są trochę "sprzeczne" i nie bardzo współgrają ze sobą, co totalnie oddaje stan mojego umysłu w tej chwili. No i czyni mnie obiektem badań i eksperymentów Allison (dobrze, że ta kobieta ogarnia ten system). 

Jedno wiem - nienawidzę aplikować na studia. 



Indyjskie cukierki, takie kolorowe, takie chemiczne... :)


Paczka, zjedzone...

<3

Cisza przed burzą ;) Ale widok ładny
I jeszcze inny widoczek na Mount Willkinson

Starbucks love <3            

Satat kubek, który dostaliśmy za sprzątnie kampusu w niedziele (Peace Day)

wtorek, 9 września 2014

Flashmob na teście z matmy i inne przygody :)



Louise i Carole jak zwykle przyszły na herbatę #pracanieucieknie
Bio lab - serduszko kurczaka, pompowanie płuc kozy pompką było kolejne...

Miła matma, dobra matma... Gdyby jeszcze była matmą

Zbawienny płaszcz przeciwdeszczowy (bo pada non stop)

Labsy z chemii jak zwykle interesujące (bleh)


Chillin' w SPACE'ie

Monsun w Indiach jak widać zielono i deszczowo (leje cały czas)

poniedziałek, 1 września 2014

INTEGRATION WEEK = MUCH FUN (wpis z serii #yolo)

Hellooo!
Piękne powitanie w pierwszy dzień szkoły, nie dla mnie, ale dla niektórych pewnie tak. Ja już teoretycznie zaczęłam 2 tygodnie temu i miałam tydzień zajęć (których w ogóle nie pamiętam, ups). Przyjechali pierwszoroczni, są świetni, ma się wrażenie że normalnie lepsi od nas. Ale ciii...

No więc nie miałam klas w ostatnim tygodniu, ale roboty było dużo... To zadania z matmy (to z tej matmy, która wcale nie przypomina matmy, bo mówi o jakichś wektorach w 4D, ale nie filozofujmy o tym), to 2 laby do skończenia z biologii i z chemii, test z chemii z equilibrium (który był dziwny), dodatkowo trzeba było ogarnąć pierwszaków i w ogóle...

Ze względu na to, że postanowiłam, że ten rok szkolny będzie nosił nazwę #YOLOyear chodziłam spać o około 4 w nocy, wstawałam o 11, od czasu do czasu otworzyłam książkę, którą po 2 minutach zamykałam, bo #życiejestczymświęcejniżtylkoszkoła.
Było też parę muwci imprez, wyjątkowo kulturalnych, bo umówiliśmy się, że nie sprowadzamy pierwszaków na złą drogę (cokolwiek to miało znaczyć).

Zmienili mi współlokatorkę. Teraz mam dziewczynę z Chin (coooool), której imienia jeszcze nie potrafię wymówić, no i z Indii/Saudi Arabii. Są świetnie, oprócz tego że nie ma ich cały czas w pokoju i wracają o 3 nad ranem, bo "gotują". No cóż... Jeszcze nie wiedzą, co to IB.

Ogólnie na intergration week'u mieliśmy:
1) Mud games: te normalnie mnie ominęły, bo miałam FRO i musiałam załatwić papiery w Pune, co zajęło cały dzień. Plusem był McDonald's. Za to w sobotę rano o 5 obudziliśmy pierwszorocznych i wywlekliśmy ich na boisko, gdzie wszystko było zmoczone i porobiło się błoto. No i zostałam do samego końca grając i tarzając się w błocie, bo #yolo - no co? ludzie za to płacą, to dobre dla skóry... Masaż błotny. Może dostanę gdzieś zdjęcia, które zrobił Felipe to później wstawie :)

FRO in Pune


2) 1st year/2nd Year shows: w sobotę pierwszaki zrobili NIESAMOWITE show. Szczerze? Było mega lepsze od naszego rok temu, epickie! Chociaż nasze dzień później nie było takie złe, ja udawałam sportsmenkę, która robiła "pompki" (master oczywiście), a potem wszyscy czyli jakieś 20 osób wskoczyli na łóżko, które się zarwało... Ups. Niezłe show!

3) Buddy Ball. Mój buddy jest z (uwaga) USA, a konkretnie z Hawaji... Przebraliśmy się za mimów, bo #yolo
Ja i Kaz, tacy piękni


KISS (Ana, Lucas, Jovana i Eva) + indyjski HARRI POTER (Prashant)


4) Pierwsze Pune z pierwszaczkami:

Carole, Luc, Prikshit, ja, Anamay, Eva

No w sumie to tyle z Integration week. Oprócz tego ogarnęłam trochę uniwersytety bo już za miesiąc (omgggg) muszę aplikować, a wcale nie chce się za to zabrać... Ogólnie mam 5 wybranych, wszystkie w Szkocji, bo dla Europejczyków jest za darmo :) Przedsiębiorcza Gabi.
Wkopałam się w College Assembly, że niby robię coś dla szkoły, ambicja wzięła górę. Nie no, jest śmiesznie...

Moja ściana: Joker jeszcze nie skończony #yolo
Tea time! Zabraliśmy Sigurdowi czapkę, złe my...

#yolo jestem chomikiem

Tak bardzo się nie chce...