Jakimś dziwnym, magicznym sposobem jest środa wieczorem. Oznacza to dwie rzeczy (niezwykle logiczne):
-jutro jest czwartek - ostatni pełny dzień w muwci!
-pojutrze jest piątek - wsiądę do busu i wyjeżdżam na miesiąc!
-jutro jest czwartek - ostatni pełny dzień w muwci!
-pojutrze jest piątek - wsiądę do busu i wyjeżdżam na miesiąc!
Już powoli
zaczynam się pakować. Walizkę mam na razie wypełnioną pamiątkami i paroma
ubraniami, które biorę z powrotem (+indyjskie szaleństwo). Resztę zostawiam (plecak turystyczny,
sandały, klapki, torebkę, etc.), bo nie ma sensu ich zabierać, żeby za miesiąc
znów wróciły tutaj. A tym sposobem w styczniu mogę napakować jeszcze więcej
polskiego jedzenia i jeszcze więcej ubrań!
A jak przyjadę w
sobotę to będzie pewnie zimno (takie tam z 30 stopni na 0). Chciałabym żeby
przynajmniej śnieg padał, ale sprawdzałam prognozę i w sobotę ma padać! Joopi! I o to właśnie chodzi :)
Od wczoraj jestem
praktycznie wolna od wszelkich zajęć- nie mam już żadnego testu, ani żadnej
prezentacji. Jeszcze zaliczyłam chemię i był to w sumie pierwszy raz,
kiedy naprawdę wiedziałam co piszę. Nie to co ostatnio… Odgrywaliśmy też
sztukę „Blasted” (Sarah Kane), która jest mega dziwna jak dla mnie, ale nie
zdradzam szczegółów. A samo odegranie sceny nie jest takie proste,
szczególnie kiedy musisz skupić się na swoim talencie aktorskim (które nie
mam).
Do jutra mamy
dostać nasze hoodies. To akurat muszę przetransportować, żeby trochę promować
szkołę. Tak samo dostanę broszurki i plakaty. Będzie akcja- propaganda.
Wieczorem mamy Christmas dinner u dyrektora i jego żony. Podobno będzie
bardzo dobre jedzenie, ale o tym się dopiero przekonamy! W piątek pewnie
odwołają mi połowę zajęć (mam nadzieję, że również ostatnią chemię) i będę
mogła jeszcze dokończyć pakowanie czy sprzątanie pokoju. O 3 bierzemy busa
(taniej i pewniej), którym pojedzie chyba w sumie jakieś 30 osób jak nie więcej
i będziemy w Mumbaju koło 22-23. Mój lot jest o 3:30am, czyli będę miała czas
na spokojnie „chillowanie” na lotnisku. Miejmy nadzieję, że jest jakieś
miejsce, by usiąść i coś zjeś- bo w końcu Indie- nigdy nie wiesz, co cię czeka...
We Frankfurcie
czekamy tym razem ok. 3 godzin, a we Wrocławiu jesteśmy o 12:30. Jej! Przyjadę
do domu pewnie koło 16, a od razu na urodzinowe party!
Ale nie będzie
mnie 6 grudnia, w Mikołajki! Dlaczego?! Cały czas domagam się prezentu w
postaci kilograma mandarynek i śniegu! Co to za Święta bez śniegu? Tymczasem
tutaj pełną parą śpiewamy kolędy i piosenki świąteczne, typu "jestem Mariah Carey"!
Przynajmniej
dostanę kalendarz adwentowy (hehe), co jest najważniejsze. Już nie mogę się
doczekać, ale ta podróż mnie przeraża (znowu)!
Moja walizka- na zapakowanie czekają jeszcze indyjskie przekąski :)
A na zakończenie indyjskiego sezonu- BOLLYWOOD! Nie śmiać się, ta piosenka jest "cool" :)
1d 23g 53m 22s